Ostatni tydzień był dla mnie dość ciężki, a piątek nie przyniósł mi radości z nadchodzącego weekendu, a wręcz przeciwnie dał mi niesamowicie popalić pod wieloma względami. Zaczynając od świątecznych kierowców (bo przecież trzeba zrobić wielkie zakupy na jeden dzień wolnego od handlu!), ludzi, którzy niby są bliscy, a w praniu wyszło na to, że nie można na nich liczyć, a kończąc na chorowaniu, które akurat wczoraj się znacznie nasiliło i niemal zwaliło z nóg. Do tego jeszcze kilka drobnych, irytujących spraw. W końcu się rozpłakałam, przeklinałam pod nosem, myślałam, że oszaleję. Na szczęście, kiedy tak siedziałam sama w pracy moje...