jak pech to już po całości

Witam.

Wybaczcie, że wczoraj nie udało mi się tutaj zajrzeć, ale jeśli śledzicie mojego instagrama pewnie już wiecie, że mój wyjazd do Paryża się nie odbył. Nie mogę uwierzyć, że w ciągu dwóch dni miałam tak gigantycznego pecha. Zaczęło się od opóźnionego wyjazdu z Warszawy o czym pisałam. To niby nic strasznego, a jednak gdzieś w środku miałam przeczucie, że to nie wszystko. To był dopiero początek..
W czwartek do Tomaszowa dojechałam około 21, było to znacznie później niż planowałam, więc musiałam szybko się przepakować w inną torbę, zjeść jakąś kolację i trochę po północy musiałam wyjechać na lotnisko do Balic, pod Krakowem. Tak więc droga była dość długa. Obyła się bez problemów, ale na lotnisku powoli wszystko zaczęło się komplikować. Razem z dwoma innymi lauretkami konkursu czekałyśmy na bilety i odprawę. Niestety okazało się, że coś nie tak było z biletami i musiałyśmy się wrócić. Było ok. 30 minut przed wylotem, więc już wiedziałam, że nie zdążymy na samolot, a przecież nikt nie będzie czekał. I tak się stało. Organizatorzy szukali przyczyny, próbowali przebukować lot na inną godzinę lub z innego miasta, ale już nie było żadnych lotów, a tym bardziej takiej ilości biletów.
lotnisko w Balicach 7:00
Opuściliśmy lotnisko i pojechaliśmy do Krakowa, żeby gdzieś usiąść, zjeść i przedyskutować sprawę. Nasz wyjazd został na tamtą chwilę odwołany. Było nieco po 10 i musiałam znaleźć jak najszybciej transport powrotny do Tomaszowa (Warszawa odpadała, ponieważ mój chłopak późnym popołudniem miał jechać do domu swoich rodziców). Udaliśmy się na dworzec skąd dziewczyny od razu znalazły autobusy do swoich miast (blisko Krakowa), niestety u mnie było dość krucho z połączeniem. W informacji okazało się, że przed weekendem większość biletów do miast, które wymieniłam (łącznie z Tomaszowem) były wyprzedane. W końcu udało się kupić bilet z Polskiego Busa do Łodzi. Czekałam na ten autobus ok. 2,5 godziny. W pewnym momencie myślałam, że się rozpłaczę. Byłam ponad 30 godzin bez snu, ciągle na nogach i w dodatku cały czas w drodze. Przez cały dzień udało mi się zjeść jedynie lekkie śniadanie, zresztą z tego stresu nawet nie mogłam nic przełknąć. Chyba nigdy nie byłam tak zmęczona i zdenerwowana. Już wiedziałam, że nic bardziej mnie nie zdołuje, ani nie zdenerwuje, bo bardziej się nie dało. A jednak.. W czasie drogi z Krakowa do Łodzi staliśmy w dwóch ogromnych korkach spowodowanych wypadkami i przy okazji weekendem. Kiedy stanęliśmy w korku przed samą Łodzią to odechciało mi się wszystkiego. Już mi było wszystko jedno, o której dotrę do domu, chciałam tylko coś zjeść, wejść do łazienki się odświeżyć, położyć spać i po prostu odetchnąć.. Po tych dwóch dniach byłam wykończona, wszystko mnie bolało, już nie wspomnę o kręgosłupie po prawie 6 godzinach w jednej pozycji w autobusie. Jak wyszłam na dworcu w Łodzi to poczułam ulgę. Po 20:00 byłam w domu..

Dworzec w Krakowie 10:30, jazda autobusem 13:00-19:00. 
Nie myślcie, że nie widzę w tym żadnych pozytywów. Lepiej, że to się stało tutaj, niż w obcym kraju. W dodatku poznałam mega kochane dziewczyny, które niemal całą tą podróż telefonicznie starały się mnie wspierać. Przejazdem zobaczyłam też Katowice, w ktorych nigdy nie byłam. To choć na chwilę powodowało u uśmiech. Ale największą radość pojawiła się kiedy położyłam się na łóżku 🙂
Share: